wiersze

Bartłomiej Zdunek

Tipi

zostać wrogiem korzeni
oczy mieć w pozbawione patyków liście

ogołocone z gałęzi ptaszki podlatują
spragnione porcji drobin

ścinki są jak puch nabierają kształtu
wódz się rodzi z karmy

love rise jeans are back

wiary było brak dużo kobiet
                                               mężczyźni zjawiali się w środku
sprawcy
chodziłeś między jednymi a drugimi – paw, paw, paw,
            myślałeś palenie ran
prochem

            na wizji lok. spychano cię z górki
            policman się śmiał
liczyłeś dług lecąc
rwałeś pióra

Tanie loty

Śnieg to jest temat, zatopiłbym się nim, gdyby nie dzieci pragnące wbić nóż w plecy Śniegowego.
                      Zresztą
                                   Arthur Morgan to równie wielka postać, mówię o nim, by przypomnieć, że
fajne bywa zabijanie, dzieci należy kochać, tulić.
Skądinąd też posypane, zdobyte na mieście, bierze telefon i.
                        Jest sygnał,
                                   ochroniarz, ściskając pięść, mówi że kilku parobków chce się do mnie dobić.
Spierdalać parobkowie, śnieg to jest kochana w i e l k i temat, wsiadamy do barki,
                                   niby ok, ale nad ocean tylko Raynair. tylko Wizzair.
                                   Wysiadamy, puszczam rap, jestem szczery do bólu, powtarzam numer z
dwururką, wpisuję resztkę kodu, uruchamiamy coś i się można spodziewać w zdaniu, na bezdechu.

Doomscrolling

iddqd próbowałem
            przyjaciele obdarowywali
            mówili żebym jadł kiszonki
idkfa weszło gdy się zgrzałem
            z katalogu sweaty usuwałem seks
            dom stał przecież się nie pali
            skład był pełny środek składu wyważony
                                                                                              trener z górnej półki
            w zasadzie gotowi do walki znużeni patrzeniem na siebie
            sączący story haubicy sklejeni w kształt czołgu
            opętani mową pogrzebową daleko od matek
            śledzący kruchy chód ojców 
            lunetą
                                                                                                minimalizujemy ekran

Las

siedem warstw zdjęcia w telefonie
gzy o tej porze roku są senne słowa wilgotne

kłamie ciepły oddech kłamie człowiek
z kieszeni wyłuskany orzechu zgnij

rzekomo fajny kraj

rzekomo fajny kraj w którym żegnamy się z hajsem
a czar że karmazynowy Datsun gotów omijać jest
                                               stukot w silnikach tirów
                                               strach
                                               powala

co tam masz?                           mów wszystko
pytaj czy jest szybki net
                                                jakbyśmy mieli kopiować dług
                                               ojcu kraść klucz od garażu 
                                                wyciągać trupa kazać mu pruć
                                               omijać ekran stada ptaków
                                               ssaki w potrzasku
                                               drogę na wschód
                                               rury komin

I loathe compromise

i gruz bywa złym pomysłem brzdąc jest pewny swego
sitwa obleka zakład grzybem chmurką snem
bąbel ssie palec

świat może być deszczem pchłą targiem
lokalnym minimum

bęben trząsł rozregulowując wnętrza pokoi
i okna wstawione by zwodzić rwać brwi

inaczej w wodzie gdzie korek tworzy zgraną parę
ze statkiem się przyciągają

Bartłomiej Zdunek – pisze poezję i prozę. Publikował m.in. w „Małym Formacie”, „Wizjach”, „Zakładzie”, „Fabulariach”, „Stonerze Polskim”. Autor dwóch książek z wierszami – „Lato w parku” (2018), „Psykoty” (2022). Perkusista w zespole Midsommar. Pochodzi z Nowej Rudy, mieszka w Warszawie.

Bartłomiej Zdunek