Martwy las
Wilhelm Sasnal, Bez tytułu, dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal

11 minut czytania

/ Sztuka

Martwy las

Karol Sienkiewicz

Wystawa „I w puszczy” przypomina o trwającym od kilku lat kryzysie uchodźczym na polsko-białoruskiej granicy, a przy okazji sprawdza, co sztuka jest w stanie unieść

Jeszcze 3 minuty czytania

„I w puszczy” to pokaz interwencyjny, przygotowany z pełną świadomością, że nie o sztukę tu ostatecznie chodzi. Są sprawy ważniejsze niż kolejna wystawa. Rzecz dotyczy bowiem uchodźców walczących o życie na polsko-białoruskiej granicy. Puszcza w tytule to oczywiście Puszcza Białowieska. Dziś kojarzy się nie tylko z żubrami, ale też z płotem granicznym, przerzucaniem przez niego ludzi, sianiem strachu i utrudnianiem niesienia pomocy uchodźcom.

I wcześniej w BWA Warszawa, gdzie wystawa miała swoją pierwszą, nieco skromniejszą odsłonę, i obecnie w Krupa Art Foundation we Wrocławiu odczuwa się pewną nieadekwatność, może nawet niestosowność. Trudno uwierzyć, że wystawa oraz wydarzenia, których dotyczy, mają miejsce w jednym kraju, równocześnie. Odnosi się wrażenie, że dzielą je kontynenty.

Ludzie w puszczy, i ci ukrywający się, i ci niosący pomoc, są w swoich przeżyciach samotni. Wokół toczy się normalne życie. Bliskość tych dwóch światów wydaje się absurdem. Przed otwarciem wystawy we Wrocławiu w Krupa Art Foundation odbyła się dyskusja na temat kryzysu na granicy. Aktywistki z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego mówiły o tym, jak trudno opowiadać o tym doświadczeniu. Właśnie dlatego, że to wszystko dzieje się tuż obok. A – jak mówią – często im się wydaje, że problem uchodźców umierających na mokradłach trzydzieści kilometrów dalej już nikogo nie interesuje. Tam już ludzie o tym nie mówią, nie chcą słuchać, sprawy nie ma. Życie toczy się własnym rytmem.

Dwa światy

„I w puszczy”
Od 16 lutego do 17 marca 2024 wystawę można oglądać w Krupa Art Foundation we Wrocławiu. Wcześniej była prezentowana w BWA Warszawa.
Wystawę współorganizuje Fundacja Nienieodpowiedzialni.
Kuratorzy: Justyna Kowalska,
Artur Nowak-Gocławski

Sztuka z pewnością należy do tego normalnego rytmu, a nawet więcej – do sfery wygody, to przestrzeń elitarna, miejsce intelektualnych rozważań i estetycznych doznań. Wystawa „I w puszczy” siłą rzeczy opowiada o tej nieprzystawalności. A poziom zapośredniczenia jest z pewnością w galerii większy niż w filmie, chociażby głośnej „Granicy” Agnieszki Holland.

Artyści wizualni rzadko sięgają po środki, jakimi dysponują dokument czy reportaż, by dokładnie opowiadać o tym, co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy. Większość twórców biorących udział w wystawie nie miało okazji tam nawet być. Ich prace to nie świadectwa tych wydarzeń, lecz ich echa, wyraz solidarności, empatii. Mówią: „Pamiętamy”. Mimo to wystawa zachowuje swój interwencyjny, niemal aktywistyczny charakter. Zadbali o to kuratorzy: Justyna Kowalska, współprowadząca BWA Warszawa, oraz Artur Nowak-Gocławski, biznesmen, kolekcjoner i założyciel Fundacji Nienieodpowiedzialni.

Rafał Bujnowski, Ognisko, dzięki uprzejmości Galerii DzielnaRafał Bujnowski, „Ognisko”, dzięki uprzejmości Galerii Dzielna

Łatwo wysunąć argument, że wystawa nawraca już nawróconych. Prawdopodobnie tak, ale odgrywa też inne role: aktywizuje osoby, które zapominają, zajęte swoją codziennością. Jest też po prostu wyrazem wdzięczności dla działających w puszczy aktywistów i aktywistek. Przedsięwzięcie ma również swój konkretny wymiar pomocowy. Przy okazji zbierane są środki, które zostaną przekazane organizacjom niosącym pomoc uchodźcom. Takie instrumentalne podejście do sztuki okazuje się bardzo odświeżające, także dla samych artystów.

Bliżej

Jednak głosy osób, które działają na miejscu, brzmią inaczej, pełniej. Mają większą siłę oddziaływania. Wystawę otwiera jeden z reportaży Piotra Czabana, dziennikarza obserwującego kryzys na granicy. Dobrze jest zacząć od faktów. Czaban ma na przykład okazję zadać pytanie strażnikom granicznym: „Jak się czują z tym, że w wyniku ich działań umierają ludzie?”. Strażnicy milczą.

Kluczowe jest dotarcie do szerokiego odbiorcy z rzetelną informacją, niezawieszoną w ksenofobicznym, siejącym strach języku, mówiącym o „falach” emigrantów „szturmujących” granice Polski i Unii Europejskiej. Dlatego najsilniejszą pracą na wystawie jest animowany film „W lesie są ludzie” Szymona Ruczyńskiego, studenta Szkoły Filmowej w Łodzi. Ruczyński za pomocą prostych środków, niemal dziecięcej kreski i kilku kolorów opowiada o doświadczeniu mieszkania obok puszczy, obok umierających w lesie ludzi. A jest to też jego doświadczenie, mieszkańca Białowieży i osoby niosącej pomoc.

Film oparty jest na relacjach innych i własnych przeżyciach twórcy. W rozedrganej kresce i prosto rysowanych scenach czuć napięcie i atmosferę strachu, militarnej nagonki, ale przede wszystkim bezsilności. Jakiś czas temu Ruczyński opowiadał o tym w wywiadzie na łamach „Dwutygodnika”: „Konieczność odwrócenia się plecami od tych osób, odejścia i powrotu do tego ciepłego domu, gdzie wszystko jest w porządku… To łamie serce”.

Nie sposób nie zatrzymać się też przy intrygującej pracy Karoliny Frejno. Jej „Lament” dotyczy konkretnej śmierci. Artystka użyła nagrania odgłosów szponiastonoga, ptaka z Kamerunu, by skomponować pieśń żałobną dla Solange Njengoue Nguekam. W lutym 2023 roku ciało Kamerunki odnaleziono nad graniczną rzeką Świsłocz. Utwór został tam odtworzony. Na wystawie ptasie krzyki towarzyszą lightboxowi z widokiem tego miejsca. Podlaski sielski krajobraz przecinają zasieki drutu kolczastego.

Jadwiga Sawicka, Strzały w głowieJadwiga Sawicka, „Strzały w głowie”

Strach

Lista artystów biorących udział w wystawie jest długa. Chodzi tu o wielogłos, pokazanie zaangażowania artystów, o wspólną postawę środowiska. „I w puszczy” jest zbiorem bardzo różnych prac, niespójnym, ale ciekawym. Każdy podejmuje temat na swój sposób.

Nie mogło tu zabraknąć Joanny Rajkowskiej, która w 2022 roku w przestrzeni publicznej Poznania ustawiła rzeźbę – mur, uzbrojony odłamkami szkła na szczycie, podobny do tych stawianych na granicach, układał się w widoczny z góry napis „Sorry”. Jakby artystka przepraszała ludzi, którzy muszą się z murem mierzyć, świadoma jednocześnie banalności samego zwrotu. Na wystawie znalazła się makieta tego projektu. Są tu również dwa obrazy Wilhelma Sasnala. W jednym z nich wśród czarnych, smolistych pni drzew natykamy się na napis „FEAR”, do góry nogami. Litery rozpychają się w lesie. Drugi obraz przedstawia prowizoryczny obóz uchodźców, ukrywających się w lesie, suszących ubrania na gałęziach.

Czarno-biała fotografia Witka Orskiego „Wet Plants” to zaś pozornie wyestetyzowane przedstawienie dłoni z kawałkiem rośliny. Jak się jednak dowiadujemy, to dłoń H., uchodźcy z Sudanu, który dotarł do Polski przez wschodnią granicę. Roślina, którą trzyma, to rukiew wodna, niegdyś uznawana za leczącą melancholię. Orski symbolicznie opowiada o traumie, która pozostaje w uchodźcach na całe życie.

Koniec z niewinnością

W zderzeniu z kryzysem na granicy, historiami o ukrywaniu się w lesie i wywózkach zmienia się znaczenie miejsc i rzeczy. Białowieża przestaje się kojarzyć z turystyką (chociaż aktywiści podkreślają, że nawet bycie turystą jest formą pomocy, wszak region ucierpiał na wprowadzeniu tam stanu wyjątkowego). Wiejski krajobraz przesiąka strachem. Ognisko, jak z pirografii Rafała Bujnowskiego czy obrazu Sasnala, nie jest już formą rekreacji, służy przetrwaniu w lesie.

Na wystawie pojawiają się też prace mniej oczywiste, niedotyczące bezpośrednio kryzysu uchodźczego, ale nabierające nowych treści przez kontekst tej tematyki. Gdy Aleka Polis w 2003 roku kręciła swój dokamerowy performans w Puszczy Kampinoskiej, nie myślała oczywiście o uchodźcach. Chodziło o oddanie dyskomfortu. Artystka położyła się naga na trawie i sprawdzała, jak długo wytrzyma. Gdy oglądamy to proste nagranie, początkowo Polis wydaje się wręcz beztroską kobietą odpoczywającą na łące. Ale im dłużej leży (a film trwa godzinę), tym bardziej staje się to niepokojące. Dlaczego się nie rusza? Dlaczego jest naga? Czy nie jest jej zimno? Nagranie powstało w czasach, gdy Polska nie była jeszcze krajem migracyjnym, dziś odbiera się je inaczej. Podobnie nowymi znaczeniami nasiąkają leśne performanse Krzysztofa Maniaka czy filcowy „Martwy las” Ali Savashevich.

Alex Urban, 18 listopada 2021, dzięki uprzejmości Galerii LetoAlex Urban, „18 listopada 2021”, dzięki uprzejmości Galerii Leto

Jest tak, jakby sztuka traciła swą niewinność. Po zobaczeniu obrazu Karoliny Jabłońskiej „Ciuchy w lesie” można inaczej spojrzeć na całą twórczość artystki. To niby zwykłe ubrania rozrzucone wśród drzew, tu but, tam rękawiczka. Ale dziś kojarzą się jednoznacznie, obraz współbrzmi z opowieściami ludzi chodzących do puszczy. O takich porzuconych rzeczach opowiadał Ruczyński: „Dalej niektóre te znalezione przedmioty trzymam. (…). To jest namacalny dowód, że ja sobie tego nie zmyślam”.

Jednak im dalej artyści odchodzą od tego, co dzieje się w puszczy, im bardziej metaforycznie opowiadają o kryzysie, tym bardziej wystawa wydaje się rozpadać. Groteskowo wypada na przykład obraz Poli Dwurnik „Uchodźcy”, na którym – jak mówi artystka – „na ogromnym wielorybie tysiące lisów płyną przez ocean, ale wieloryb podnosi ogon i część lisów wyskakuje w powietrze”. Kompozycja przypomina słynną „Wielką falę na Kanagawie” Hokusaia. W kontekście kryzysu na granicy wypada jednak niezręcznie, infantylnie.

Bez Sienkiewicza

„I” na początku tytułu wystawy brzmi znajomo, wręcz swojsko. „I w puszczy” jest nasze, polskie, sienkiewiczowskie, nawet jeśli o inną puszczę tu chodzi. Każdy już sobie w myślach uzupełnił pierwszą część tytułu powieści Henryka Sienkiewicza, jednej z licznych książek pisarza, którymi karmiono nas w szkole. W tej przygodowej powieści, dwukrotnie ekranizowanej, polskie rodzeństwo wędruje przez Afrykę na słoniu. Ta książka też utraciła swą niewinność. Dziś czyta się ją ze świadomością, jak złe nawyki kulturowe utrwala. Temat powraca czasami przy okazji dyskusji o kanonie lektur szkolnych.

Przywołanie tej powieści subtelnie sugeruje też głębokie kulturowe zakorzenienie problemu z uchodźcami na polskiej granicy, chociaż wystawa się do tego bezpośrednio nie odnosi. Artyści dotykają kryzysu raczej w jego najbardziej dramatycznych epizodach. Skupiają się po prostu na tym, że w lesie są ludzie, że grozi im śmierć. Brak systemowej pomocy oraz panujące znieczulenie to głębsza i bardziej złożona kwestia, którą otwiera zapożyczony u Sienkiewicza tytuł. Wszak polski rasizm i łącząca się z nim obojętność to ważne czynniki tej wstrząsającej układanki.